Po co są firmowe wigilie?
Wielu z nas ich zwyczajnie nie lubi, ale w nich uczestniczy. Oceniamy świąteczne spotkania firmowe jako sztuczne i nieszczere. Nie mówimy tego wprost. Działa nasz konformizm i rzadko wyłamujemy się z tej firmowej tradycji. Czy istnieją zatem jakieś sposoby na uratowanie reputacji firmowych wigilii?
„Wigilię ludziom trzeba zorganizować…”
Zbliża się koniec roku. Czas, gdy większość z nas przygotowuje się do świąt, a szczególnie do wigilii.
Wigilia to w tradycji katolickiej kolacja przedświąteczna, kończąca czas adwentu. Uroczysty moment, gdy zgromadzona wspólnie rodzina, po refleksyjnym okresie oczekiwania (adwent), rozpoczyna świętowanie. Zgromadzeni przed wieczerzą dzielą się opłatkiem i składają sobie wzajemnie życzenia. Wieczory wigilijne w polskiej tradycji mają ogromne znaczenie symboliczne.
Pewnie dlatego zwyczaj ich obchodzenia praktykuje się w polskich firmach; szefowie organizują kolacje dla swoich pracowników i także nazywają je wigilią.
Świąteczne spotkania firmowe
Jak pokazują badania przeprowadzone przez Ranstadt, ponad 40% pracodawców zorganizuje w tym roku świąteczne spotkanie przy tradycyjnych potrawach. Bo jak mówią „wigilię ludziom trzeba zorganizować…”.
Coraz częściej słyszę głosy, że nawiązywanie do tradycji religijnej podczas spotkań firmowych jest dla wielu ludzi krępujące. Że posługiwanie się symbolami i rytuałami zarezerwowanymi dla osobistej sfery każdego z nas, jaką jest duchowość, religijność, narusza pewne granice. Że mix tradycji z często ostrym imprezowaniem, budzi dysonans, a czasami wręcz niesmak…
O co może chodzić?
Znam firmę, w której w trakcie takiego spotkania zaordynowano składanie indywidualnych życzeń i dzielenie się opłatkiem. Niektórzy radośnie biegali pomiędzy kolegami, życząc „wszystkiego najlepszego na ten nowy rok”. Inni z zażenowania próbowali stać się niewidzialni. Pośród nich szef, w świątecznym odruchu serca, silił się, aby każdemu powiedzieć coś bardzo szczególnego. Jako, że nie specjalnie się do tego przygotował, faktycznie mówił rzeczy zupełnie wyjątkowe… Niektórzy pamiętają je do dziś i nie są to wspomnienia bynajmniej najprzyjemniejsze.
Wspólne śpiewanie kolęd? Tradycja śpiewania pieśni religijnych jest nadal pielęgnowana w wielu domach. Może mam do tego podejście osobliwe, jednak sądzę, że jest to forma modlitwy, a nie jeden z gatunków muzycznych, kolejna odmiana piosenki biesiadnej. Stąd też wymaga specjalnej atmosfery, nastroju, bliskości, czy wręcz intymności. A bywa praktykowana na spotkaniach firmowych. Jeśli w uroczystości takiej uczestniczy bliskie sobie, nieduże grono – ich wybór. Jeśli jednak do zaśpiewu zaprasza szef firmy, gdy spotyka się kilkadziesiąt osób, może być ciekawie…
Chyba najmniej kontrowersyjnym nawiązaniem do tradycji jest dobór świątecznego menu… Choć wielu zapomina, że alkohol nie jest jedną z 12 wigilijnych potraw.
Nie chcę, ale muszę
A ten na spotkaniach świątecznych leje się litrami. Taki niewigilijny zwyczaj, powszechnie praktykowany podczas firmowych spotkań wigilijnych. Zaczynam rozumieć, że może to być , antidotum na dysonans poznawczy, którego doświadcza wielu uczestników takich imprez. Bowiem jako pokazują badania CBOS, pracownicy pytani o opinie na temat firmowych spotkań wigilijnych, w 68% przypadków odpowiadają, że są one sztuczne i nieszczere, ale pójdą.
Jakoś trzeba sobie z tą niechęcią poradzić, a przy okazji można ostro odpalić karnawał. Co z tego, że to jeszcze adwent, a znakomita większość Polaków deklaruje się jako praktykujący katolicy?
Żelaznym punktem programu firmowej wieczerzy wigilijnej jest „przemówienie prezesa”. Niewielu szefów potrafi odmówić sobie przydługiego wystąpienia sprawozdawczo-motywującego. Nie zrażają ich znudzone miny pracowników; prezentacja powerpoint musi być albo chociaż odczyt z kartki. O ich głowy nawet nie ociera się myśl, że skrócona kronika ostatniego roku, okraszona żartami w stylu Familiady, ma słaby walor motywujący i nie jest tym, po co ludzie przyszli na to spotkanie.
W konsekwencji tych wszystkich atrakcji; często zupełnie chybionych prób łączenia tego co tradycyjne, wręcz religijne, zwyczajowo zarezerowane dla rodziny i bliskich, do firmowego imprezowania, rodzi skutek odwrotny do zamierzonego. To bycie rodziną na siłę chyba nie zdaje egzaminu. Jak deklaruje około 50% pytanych przez pracuj.pl, najchętniej nie braliby wcale udziału w wigilii firmowej.
Gdzie jest problem?
Jeśli szanujecie się i lubicie, spotkanie na koniec roku, z podsumowaniem lub bez, z tańcami czy tylko przy stole, przy barszczu lub sushi, będzie fajnym zakończeniem tego, co dźwigaliście wspólnie przez dwanaście miesięcy. Spotkacie się po to, aby wspólnie świętować sukcesy i budować siłę na zmaganie z kolejnymi wyzwaniami.
Jeśli łączą was wartości związane z religią i tradycyjnym podejściem, dobrze się znacie i jesteście w bliskich relacjach, nie będzie żenowało was przełamanie się opłatkiem, a nawet odśpiewanie kolędy. Więź między wami się wzmocni i ugruntuje zaufanie.
Jeśli jednak „w pracy nie musicie się lubić, bo w pracy chodzi o wykonywanie zadań”, w relacji z kierownictwem doświadczacie głównie poczucia niezrozumienia, a nawet krzywdy… Gdybyście tylko mogli, znaleźli byście sobie coś lepszego, a wasz szef, gdyby nie „rynek pracownika” powymieniał by wszystkich na lepszy model…
Cóż, nawet nazwanie tej imprezy wigilią niczego nie zmieni… Bo cały rok pracujecie na atmosferę swoich świątecznych spotkań . I będą one takie, jak jakość waszych relacji na co dzień.
AP