Człowiek – wizytówka

Byłam kiedyś „człowiekiem–wizytówką”. Nie żałuję, ale cieszę się, że to już za mną. Nie żałuję, bo przez to odebrałam mądrą lekcję i zmuszona do bolesnej refleksji, doszłam do wniosków, dzięki którym dziś jestem  tym, kim jestem.

Ale znam takie osoby, które ciągle trwają w tym stanie umysłu, nie mając pojęcia o swojej iluzji. Można tak żyć. Tylko czy warto?

Człowiek-wizytówka to powszechne zjawisko. Dzieje się wtedy, gdy menedżer* buduje swoją pozycję wśród współpracowników, kontrahentów, całym otoczeniu, głównie na atrybutach stanowiska, które zajmuje.

Któż go nie spotkał…

Spotkamy go wszędzie: gdy jesteśmy jego podwładnymi, gdy chcemy mu coś sprzedać, gdy potrzebujemy jego zgody czy współdziałania w toku naszej pracy. Szybko daje nam odczuć, kto tu rządzi.

Taki człowiek korzysta z tzw. autorytetu formalnego i w związku z nim ulega iluzji, nabywa przekonania, że jest kimś nadzwyczajnym, wyjątkowym, że inni muszą go szanować, liczyć się z nim i dawać temu publiczny wyraz.

Jeśli ma na wizytówce napisane, że jest dyrektorem, kierownikiem, prezesem, jeśli na tej wizytówce znajduje się jakieś imponujące logo, powszechnie kojarzone z prestiżem i/lub władzą, wierzy, że te same skojarzenia dotyczą także jego.

I często tak jest. Faktycznie ludzie postrzegają go jako kogoś ważnego, kogoś z kim trzeba utrzymywać relacje, kogoś komu należy okazywać szacunek. Ale do czasu. Trwa to najczęściej tak długo, jak długo posługuje się on ową wizytówką. Dopóki istnieje pomiędzy nim a nimi jakaś zależność interesów (kontraktu, pracy, pieniędzy).

Prezesem się jedynie bywa

A w życiu jest tak, że prezesem, dyrektorem czy szefem jedynie się bywa. I kiedy nagle znika kartonik ze stanowiskiem, człowiek-wizytówka staje się „no name”. Dla innych, a co gorsza, bardzo często także dla siebie samego.

Może on wtedy, by uniknąć frustracji, a nawet cierpienia, poszukać dla siebie kolejnej wizytówki i trzymać się jej jeszcze bardziej kurczowo niż poprzednio. Może jeszcze bardziej podkreślać jaki jest ważny, jak inni od niego zależą, jaki ma wpływ i moc, licząc, że tym razem, będzie już tak na zawsze. Wielu tak robi.

Możesz inaczej

Ale może także podjąć decyzję, że już nigdy nikt odbierając mu stanowisko, nie odbierze tożsamości, poczucia kompetencji, reputacji i szacunku ludzi. Może podjąć decyzję, że od teraz swoją pozycję zawodową będzie budował w oparciu o świadomie i celowo kształtowany profesjonalizm.

Będzie dbał o relacje tak, aby bez względu na logo czy stanowisko, ludzie go poważali i cenili. Będzie potrafił spowodować, aby chcieli Z NIM lub DLA NIEGO pracować. Będą bardziej kojarzyli jego nazwisko niż funkcję.

Nie jest to łatwe, bo droga do tego wymaga zmierzenia się z niskim poczuciem własnej wartości. Gdy człowiekowi brak pewności siebie, podporządkowuje się tym, których postrzega jako silniejszych, a dominuje słabszych. Nie szanują go ani jedni, ani drudzy. On to wie i dlatego tak walczy o wizytówkę. Dlatego chowa się za nią i nadyma swoje przelęknione ego. To ma go chronić. Kolejna iluzja.

———————————————-

Jeśli zastanawiacie się o co mi chodzi, dlaczego zamiast pisać o zarządzaniu, dobrych metodach czy strategiach, wpadłam na pomysł, aby grzebać w waszym samopoczuciu, odpowiadam; nie ma gorszych menedżerów niż ludzie – wizytówki. Jeśli chcesz być dobrym szefem, pracę nad poczuciem własnej wartości musisz traktować na równi z pracą nad innymi kompetencjami menedżerskimi. Serio.

* z oczywistych przyczyn piszę o menedżerach, ale zjawisko dotyczy wszystkich ludzi o różnych profesjach. Szczególnie zaś polityków 🙂

AP


Podobał Ci się mój wpis, podziel się swoją opinią w komentarzu i udostępnij dla innych 😀