
Kapitalista to jeszcze nie przedsiębiorca
Zwykłam odróżniać kapitalistów od przedsiębiorców. Tak na własny użytek. Ci pierwsi prowadzą biznesy dla pieniędzy. Wyłącznie. Przedsiębiorcy, z kolei, rozumieją, że pieniądze są jedynie narzędziem. Gdy pytam różne audytoria o cel istnienia przedsiębiorstwa, niemal w stu procentach odpowiedzi słyszę, że zysk. Lepiej, maksymalizacja zysku. I choć w założeniu teoretycznym owa maksymalizacja zysku dotyczyć ma przedsiębiorstwa (rozumianego jako osobny byt prawny), to w praktyce idea ta najczęściej realizowana jest poprzez działania mające na celu generowanie jak największych korzyści finansowych dla właścicieli firm lub ścisłego grona zarządzających.
Mimo powszechności tego podejścia, łudzę się, że kiedyś, zarządzający zrozumieją, iż łatwiej jest prowadzić biznes dla innego celu niż maksymalizacja zysku. Dokładnie tak, łatwiej. Chcę być dobrze zrozumiana – nie zachęcam przedsiębiorców do przeorientowania ich firm na instytucje non profit. Zachęcam do znalezienia lepszego powodu, dla którego podejmują ogromny wysiłek i ryzyko prowadzenia biznesu, niż jedynie jak najwyższy zysk.
Czy jest coś złego w biznesie zorientowanym jedynie na maksymalizację zysku? Dlaczego trudniej prowadzi się takie biznesy? Otóż, tak zarządzane przedsiębiorstwo toczy z własnymi interesariuszami grę o sumie zerowej – im więcej zyska firma, tym więcej stracą pozostali. Prowadzenie takiego biznesu, to walka o każdą złotówkę na wielu frontach: z pracownikami, z klientami, z kooperantami i budżetem państwa rzecz jasna.
Tutaj jedyną miarą sukcesu biznesowego są wskaźniki finansowe. Walka staje się jeszcze bardziej zacięta, gdy podejmowane działania nie dają oczekiwanych rezultatów. Ale czy mogą, gdy w istocie rzeczy próbuje się zabić kurę znoszącą złote jajka, gdy próbuje się ograć klienta, który jest jedynym źródłem zysku dla przedsiębiorcy? Niektórzy zauważają tę „subtelną” zależność i próbują przeciwnika okiwać tak, aby się w tym nie zorientował. Klienta, ale także pracownika.
Słowo o wskaźnikach finansowych
Co do wskaźników finansowych, warto pamiętać, że mają one ograniczoną wartość informacyjną. Dostarczają przedsiębiorstwu wiedzy jedynie o tym, co już było. Nie mają wartości prognozującej. Z informacji o wysokości obrotów, poziomu marży, kosztów czy zysku, zarządzający nie wywnioskuje jakie ma szanse na osiągnięcie takich samych lub lepszych wyników w przyszłości. Jeśli do tego wspomnimy co potrafią robić menedżerowie, aby doraźnie poprawić wynik finansowy firmy, otrzymujemy wyraźny sygnał, że koncentracja jedynie na finansach jest karkołomną drogą.
Spośród wielu patologii jakie rodzi takie podejście wymienić można kilka „trików”, m.in:
- podnoszenie cen na najlepiej rotujących produktach po to, aby doraźnie podnieść marżę,
- obniżanie kosztów tam, gdzie najszybciej widać efekty budżetowe, np. poprzez obniżanie nakładów na sprzedaż i marketing, zwalnianie pracowników,
- pozbawianie klientów kosztownych elementów oferty, które jednak mogą stanowić o jej wyjątkowości (np. szybkie i pomyślne dla klienta rozpatrywanie reklamacji, zastępowanie części czy wręcz całych produktów tańszymi o gorszych parametrach, itp.), wyprzedawanie majątku.
To wszystko ma spowodować, że w krótkim okresie poprawią się wskaźniki, co jest mylnie interpretowane jako poprawa pozycji rynkowej przedsiębiorstwa.
Biznes bez wizji? To jaki jest cel tej podróży?
Tymczasem można tak, aby i klient, i pracownik byli po stronie firmy. Trzeba jednak rozumieć, że długotrwały byt i sukces przedsiębiorstwa zaczyna się w momencie, w którym jego założyciel ma marzenie, które chce zrealizować, a którego spełnienie wiąże się z zaspokajaniem potrzeb jego potencjalnych klientów. Ma pomysł, w który bezgranicznie wierzy. To mu daje pasję, to go napędza do działania. To mu daje siłę, gdy wciąż, nieustannie napotyka trudności. To pozwala, mimo wielu pokus, także zwątpień, konsekwentnie realizować plan.
Bo konsekwencja i plan (niekoniecznie bardzo precyzyjny), to fundament dobrego biznesu. W takich biznesach działań podejmowanych przez przedsiębiorców nie determinuje pytanie „Jak najwięcej zarobić?”. Oni myślą jak zwyciężyć i zrealizować swoje marzenie, jak dostarczyć klientowi to czego może potrzebować. Jak to zrobić lepiej niż inni. I wiedzą, że to jest najważniejszy cel, a zysk to jedynie narzędzie umożliwiające jego osiągnięcie.
Bo przedsiębiorca, w odróżnieniu od kapitalisty (w ramach moich prywatnych definicji) ma wizję. Ma wizję tego do czego chce dojść. Ma koncepcję tego dokąd zmierza jego okręt. I jest to idea na tyle atrakcyjna, na tyle motywująca, że nie ma problemu z kompletowaniem załogi. Wie, jak ktoś trafnie zauważył, że „Nikt sam nie zagwiżdże symfonii. Do jej zagrania potrzebna jest orkiestra”.
Strateg z wizją potrafi przekonać wartościowych ludzi, aby chcieli razem z nim realizować śmiałe założenia. Dzięki temu ludzie, z którymi pracuje są z nim nie tylko dlatego, że u niego zarobkują, że zarabiają pieniądze, które pozwalają im zaspokajać podstawowe potrzeby. Ludzie ci znajdują wspólny kierunek, podążanie którym dostarcza im wiele satysfakcji.
Ktoś może zapytać: więc co stoi na przeszkodzie, aby ich wspólnym celem było zarabianie jak największych pieniędzy? Nic, ale oznacza to, że jedynie pozornie łączy ich wspólny cel. Pieniądze bowiem same w sobie nie stanowią żadnej wartości. Ludzie nie pragną pieniędzy jako takich, chcą tego co można za nie nabyć. I dlatego w pewnym momencie może się okazać, że każdy z załogi na statku chce płynąć w innym kierunku. Taka wyprawa ma małe szanse powodzenia.
Od prawdziwego lidera zależy czy ludzie będą budować katedrę
Już słyszę te głosy mówiące o tym, że nie każde zajęcie w firmie daje możliwość realizowania ambitnych celów, nie na każdym stanowisku da się uniknąć niszczącej motywację rutyny. Na takie podejście odpowiedzią jest nieśmiertelna historia o kamieniarzach, opowiedziana przez Piera D’Augbery.
Pewien mędrzec chcący zrozumieć, co daje ludziom siłę do ciężkiej pracy, poszedł do kamieniołomu, gdzie spotkał człowieka pracującego w pocie czoła z kilofem i dłutem.
– Co robisz? – spytał go.
– Nie widzisz? – syknął pytany – łupię kamienie dla mojego przeklętego pana. Haruję tak cały dzień. Za coś trzeba żyć… .
Po czym, wciąż przeklinając, wrócił do pracy.
Drugiego robotnika mędrzec zapytał o to samo.
– Pracuję, żeby utrzymać dom i nakarmić dzieci. Jeszcze parę miesięcy i spłacę swoje długi… – odpowiedział tamten.
Mędrzec podszedł do trzeciego robotnika i jego też spytał o to samo. Mężczyzna, odrywając się od pracy, choć bardzo zmęczony, to jednak z dumą rzekł:
– Czy nie widzisz przyjacielu? – powiedział, wskazując na jeszcze nie ukończony budynek w oddali. – Buduję katedrę!
Tworzenie wizji własnego biznesu, to coś, co nadal robią tylko niektórzy. Są też tacy, którzy taką wizję mają, ale nie dzielą się nią z innymi, nie starają się nią zarazić. Tymczasem to milowy krok na drodze do sukcesu. Jeśli jeszcze określą pewne zasadnicze reguły, zakomunikują je tym, z którymi budują biznes, a później konsekwentnie będą ich przestrzegać (także tych związanych z wynagradzaniem i podziałem zysku), będą mieli szansę na stworzenie prawdziwego zespołu zaangażowanych ludzi. Zbudują trwały fundament swoje organizacji. A wtedy dużo łatwiej będzie im szło zmaganie się z konkurencją. Bo przypominam, to walka z konkurentami jest istotą gry rynkowej. Nie z klientem czy pracownikiem.
AP
Podobał Ci się mój artykuł, podziel się swoją opinią w komentarzu i udostępnij dla innych 😀

Brawo! Właśnie o to chodzi. To jest takie proste, w ogóle nie odkrywcze a niektórzy traktując to jako ” książkowe pierdolety” nie chcą nawet spróbować.
I to jest smutne, bardzo!
Jestem przekonana,że do roli menedżera trzeba dojrzeć. Podobnie do roli przedsiębiorcy. Niektórzy do końca życie będą prowadzić “cinkciarskie” biznesy. Zostawiam to ich wyborowi 😀 Dziękuję za komentarz.
Artykuł w swoim założeniu jest niezgodny z teoriami mikroekonomicznymi i ma za zadanie trafiać do odbiorcy i wywoływać w nim określony proces myślowy.
1. Autor nie bierze pod uwagę podstawowych praw ekonomicznych, jak np. prawo podaży. Przedsiębiorca nie żyłby ideą, gdyby nie dawała mu ona satysfakcjonującego poziomu życia poprzez pozyskanie adekwatnych korzyści finansowych. I owszem, audytoria mają rację, przedsiębiorstwo istnieje po to, żeby zarabiać. Ile? Jak najwięcej. Proszę podać przykład firmy, która mogąc zarobić więcej przy tych samych nakładach nie zrobi tego, bo będzie to sprzeczne z interesami pracowników, gdzie każdy chce realizować swoje cele.
2. Autor nie bierze pod uwagę teorii wyboru konsumenta, w której kupujący dany produkt kieruje się swoją użytecznością całkowitą pozyskaną poprzez konsumpcję tegoż produktu, gdzie wartości dodane – na podstawie których autor chce budować biznes – są jedynie przyjemnym dodatkiem w procesie konsumpcyjnym i nie będą one w znacznym stopniu definiować chęci zakupy, jedynie zaś w marginalnych granicach.
3. Autor nie bierze pod uwagę założeń kooperencji, twierdząc, że “tak zarządzane przedsiębiorstwo toczy z własnymi interesariuszami grę o sumie zerowej – im więcej zyska firma, tym więcej stracą pozostali” co jest sprzeczne z funkcjonowaniem współczesnej gospodarki. Jeśli konsument kupuje, to znaczy że robi to, by zaspokoić swoje potrzeby. Jaka w tym suma zerowa? Przecież zyskał zaspokojenie potrzeby. Jeśli przedsiębiorca dostarcza produkt, to znaczy, że wzbogaca gospodarkę i wartość PKB – na przykład budując drogę, produkując serek homogenizowany czy tworząc oprogramowanie komputerowe – jaka w tym suma zerowa? Kto traci? Ten, kto wydaje pieniądze na produkt, którego potrzebuje? Czy ten, który na swojej działalności chciał zarobić?
Artykuł nadaje się do publikacji jedynie na tego typu blogu i nie ma wartości merytorycznej, a jedynie manipulacyjną odbiorcą. Prawidełka.
Podoba mi się ten punkt widzenia, też uważam że bardzo często zapominamy w przedsiębiorstwach, że nie jesteśmy tam tylko dla zarabiania pieniędzy lecz realizacji misji w której są (przynajmniej powinny być) wartości wyższe niż sam zysk a zarabianie pieniędzy jest efektem pracy na rzecz tej misji.
Także wybieram takie podejście i w ten sposób chcę pracować. Wiem, że są ludzie, którzy robią biznes jedynie dla maksymalizacji zysku tak, jak niektórzy pracownicy podejmują pracę jedynie w celach zarobkowych. Nie potępiam, ale nie lubię tak 🙂 Dziękuję za komentarz i pozdrawiam A.